Nowinki

Welcome to Laboratorium X-21

Join us now to get access to all our features. Once registered and logged in, you will be able to create topics, post replies to existing threads, give reputation to your fellow members, get your own private messenger, and so, so much more. It's also quick and totally free, so what are you waiting for?

BioShocki

Lou

Użytkownik
Dołączył
29 Grudzień 2016
Wiadomości
378
Punkty z reakcji
5
Punkty
18
Z tego co mi wiadomo, jest tu sporo fanów serii BioShock, zatem pogadajmy o niej. :3
U mnie tak:

BioShock - wspaniały klimat, świetna fabuła, ciekawe postacie (każda ma jakąś historię), piękna grafika (nawet jak na 10 letnią grę), genialny pomysł na antyutopię... ale za to ciulaty gameplay. Nudne walki, takie sobie bronie, tanie skrypty i straszaki typu "splicer udaje trupa i atakuje jak podejdziesz", kiepskie modele postaci. Gdyby nie plazmidy, to walki byłyby najgorszym aspektem tej gry. Także zamiast się napierdalać, wolę sobie chodzić, zwiedzać i szukać fantów oraz nagrań.

BioShock 2 - odrobinę gorsza fabuła (może jeszcze wrócę do tej kwestii, w zależności od tego jak się nam rozwinie dyskusja), odrobinę lepszy gameplay. Podobał mi się ulepszony system używania broni i plazmidów, nie podobał mi się natomiast nawał wymagających przeciwników, którzy potrafili atakować jeden po drugim w ilościach hurtowych, co momentami czyniło grę wkurwiającą. Ale generalnie kontynuacja wporzo.

BioShock Infinite - imo podobnie jak z jedynką. Piękna grafika, wspaniały klimat, dobra fabuła, ale słaby gameplay. Kiepskie bronie, walki monotonne i nudne jak mops (albo maksymalnie upierdliwe - patrz Lady Comstock), jedynym utrudnieniem był nadmiar HP u części przeciwników... Wigory sprawiały wrażenie plazmidów dla ubogich, ale mimo to uważam Infinite ze świetną grę.
Bo tak to już jest z tymi BioShockami - mimo niedoróbek w gameplayu mają sto innych zalet, które to jakoś rekompensują. :D

...no i Burial at Sea - znakomite DLC, ukazujące alternatywną rzeczywistość Rapture sprzed części pierwszej. BaS łączy w sobie wszystkie zalety jedynki i Infinite, grzech nie zagrać.

A jak wy się zapatrujecie na BioShocki? Zapraszam do dyskusji. :ugeek:
 

Sölve

Piorun ekipy
Dołączył
27 Grudzień 2016
Wiadomości
1,033
Punkty z reakcji
78
Punkty
48
Lokalizacja
Brokilon
Grałem w trzy części, nie widziałem Burial at Sea. Pierwszą część przyjąłem z opadniętą szczęką, wszystko było takie nowe i nieznane. Klimat wylewał się z ekranu. I te propagandowe plakaty. Byłem naprawdę zachwycony. Dwójka już nieco mniej mnie kopnęła w dupsko, ale nadal dobrze się bawiłem. Ta mnogość możliwości zabójstwa tych-złych była dla mnie czymś nowym. Natomiast przy Infinite nieziemsko się wynudziłem. Gra piękna, jasna, lukrowa, ale czegoś jej brakowało. IMO trochę chciała pociągnąć na chwale dwóch pierwszych części. Mimo tego przeszedłem bez kręcenia nosem. Dla mnie Bioshock był pewnego rodzaju odkryciem i wspominam go bardzo dobrze.
 

Infernal

Aktywny użytkownik
Dołączył
1 Styczeń 2017
Wiadomości
381
Punkty z reakcji
37
Punkty
28
Lokalizacja
FASZYSTOWSKIE SYGNATURY
W przypadku żadnej serii nie zrobiłem takiego obrotu w swojej opinii. Za antycznych czasów bycia chyba jeszcze 16-letnim guwniokiem oryginalny Bioshock odrzucił mnie po 3 godzinach i miałem nigdy do tej serii nie wrócić. Ładnie bym sprawę spieprzył, nie? Na szczęście lata zaczęły mijać, mózg lepiej zaczął spełniać swoją funkcję, a ludzie zaczęli rozpływać się nad Infinite. Więc jednak trzeba było dać temu drugą szansę.

Jedynka to majstersztyk pod względem wykreowanego świata. Piękna grafika i wizja artystyczna łączą się by stworzyć niesamowicie immersyjny świat, który można porównać śmiało z najlepszą literaturą pod względem doznań przy poznawaniu jego samego, jak i jego historii. Solidna fabuła i świetnie wykreowane postacie tylko pogłębiają wszystkie doznania, jakie ta gra dostarcza. Po prostu miód wylewający się z monitora.
Niestety, wszystko to przychodzi z garścią soli. Gameplay jest po prostu absolutnie beznadziejny. Gra jak dla mnie jest do przeżycia wyłącznie na easy, gdzie nie trzeba truć sobie dupy walką ze sterowaniem przy używaniu plazmidów i można wroga po prostu nafaszerować śrutem nie martwiąc się o zasoby. Do tego nawet nie chcę wiedzieć ile życia zmarnowałem na tej nudnej do porzygu, a jednocześnie frustrującej minigierce z układaniem tych idiotycznych rurek, czego było jakiś milion per poziom. Przez nią ma się wrażenie, że nikt nie przetestował tej gry przed jej publikacją, bo nie wiem jak można było coś tak tragicznego gameplayowo wrzucić do wersji finalnej produkcji. Za każdym razem przypominając sobie te tragiczne uchybienia daję swojemu 16-letniemu ja połowiczne usprawiedliwienie. Coś takiego może człowieka bardzo zniechęcić.

Dwójka to trochę odwrotność jedynki. Świat w zasadzie już został wykreowany przez oryginał, co dwójka wyłącznie kontynuuje, więc ciężko było tutaj coś zepsuć, lecz alternatywna historia i jej postacie zdecydowanie nie są na poziomie poprzedniczki. Jednakże pod względem gameplayu wszystkie grzechy zostały odpukane w konfesjonale. Jako "big daddy" miałem zdecydowanie zbyt dużo zabawy z pacyfikowaniem wszystkich zdziczałych mieszkańców Rapture. Powiew świeżego powietrza po kaleczącej mój FPSowy mózg jedynce.

Infinite. Czyli jedynka, tylko jeszcze więcej. Więcej tego dobrego, a mniej tego złego. Gra została moim zdaniem przesadnie zjechana za gameplay, co jest zwłaszcza dziwne względem tragicznej gameplayowo jedynki, która była wychwalana pod niebiosa w swoim czasie. Osobiście nie zauważyłem niczego, czego można by się doczepić. Po prostu przyjemna nawalanka, w której (w przeciwieństwie do 1) wróg odczuwa, że się do niego strzela, a używanie plazmidów to nie katorga. Pozbycie się i tak dość płytkich RPGowych elementów nie widzę w tym przypadku jako żaden minus. Gra przestaje udawać coś, czym nie jest.
W każdym razie po raz kolejny dostajemy, tym razem zupełnie nowy, zapierający dech w piersiach świat, którego oglądanie i poznawanie może przyprawić o zawroty głowy. Chyba żadna inna gra nie daje tylu doznań estetycznych podczas lizania każdej możliwej ściany. Po raz kolejny świetne postacie i prawdziwie wciągająca, zawiła historia połączona z wartką akcją, które nie pozwalają się graczowi nudzić. Do tego rzucony w naszą stronę, sprawiający wręcz wrażenie okupu wobec graczy, snujący się za nami cukierek, do którego przywiązujemy się szybciej i mocniej niż jakiejkolwiek innej postaci w historii gier, potęguje tylko wszystko, co w tej grze pozytywne.

Następnie Buriale. Piękne i brutalne połączenie poprzedniczek, dopełniające historii i tłumaczące niektóre zawiłości serii (czasami aż ma się wrażenie, że tłumaczące przesadnie, być może dla tych mniej domyślnych). Autorzy tutaj nie dają fanom litości i stawiają wyraźną i mocną kropkę dla zakończenia serii.

Można by powiedzieć, że szkoda, widząc rozwój serii i talent twórców. Jednakże lepiej zakończyć na szczycie, niż rozmemłać wszystko wymuszonymi pomysłami i pozostawić niesmak w ustach słabymi kontynuacjami, które mogłyby zepsuć pozycję serii w historii *kaszle* Assassin's Creed *kaszle wincy*. Bo pomimo mniejszych lub większych problemów i potknięć, to seria ta jest jednym z najlepiej zachodzących w pamięć przeżyć, jakich doświadczyłem "grając w grę". Zapraszam i polecam, Infernal Hómanizda.
 

PMG

Nowy użytkownik
Dołączył
26 Styczeń 2017
Wiadomości
24
Punkty z reakcji
0
Punkty
1
Moje pierwsze spotkanie z BioShockiem nastąpiło jakoś w 2008 i było to coś, na co długo czekałem. Wrażenia po zobaczeniu podwodnego miasta były po prostu niezapomniane, projekt świata i jego wizja to coś, czego jeszcze w grach nie zobaczyłem. Rozgrywka moim zdaniem aż taka tragiczna nie była. Nie spodziewałem się nie wiadomo jakiego FPSa i dostałem coś, co byłem w stanie przełknąć bez większych trudności. Minigierka z układaniem rurek za to bardzo przypadła mi do gustu. :D Kiedy ostatnim razem przechodziłem BioShocka spróbowałem zagrać w nieco inny sposób i skupić się bardziej na skradaniu i odpowiednim wykorzystywaniu elementów otoczenia. Efekty były zadowalające, zwłaszcza po zaopatrzeniu się w Toniki ułatwiające hakowanie i wyciszające kroki bohatera.

W "dwójkę" zagrałem zaraz po premierze i na początku byłem zachwycony. Klimat nadal trzymał poziom, fabuła zapowiadała się interesująco, wcielenie się w postać "Tatuśka" wraz z jego obowiązkami, czyli interakcja z "Siostrzyczkami", ochrona ich, a potem standardowy wybór moralny znany z "jedynki"... Jednak im dalej brnąłem w odmętach zniszczonego Rapture, tym silniejsze było u mnie uczucie, że coś tu jest nie do końca ten teges. Po pierwsze - poziom trudności. Rozumiem, że uczynienie gracza "Tatuśkiem" z krwi i stali mogłoby sprawić, że rozgrywka byłaby zbyt prosta, biorąc pod uwagę różnicę w aparycji bohatera i adwersarzy. Przegięto jednak w drugą stronę i przez cały czas miałem wrażenie, że skafander Delty jest zrobiony z tektury. Na dodatek ograniczono maksymalną ilość noszonych przez gracza apteczek i zastrzyków EWY do zaledwie 5. Nawałnice najsilniejszych przeciwników, którzy nacierali ze wszystkich stron w końcowych etapach gry były niemal nie do odparcia bez przynajmniej jednego zgonu. No chyba, że po prostu chujowo gram. :p Spodobał mi się jednak ulepszony system walki, czyli możliwość władania jednocześnie bronią i Plazmidami. Rozgrywka stała się dzięki temu bardziej dynamiczna i pojawiło się sporo nowych sposobów na rozprawienie się z przeciwnikami. Spodobała mi się zwłaszcza umiejętność łączenia "Pułapki Wiru" (to ten Plazmid, co tworzy trąbę powietrzną wyrzucającą przeciwników w górę) z innymi Plazmidami, np. "Spopieleniem" (razem tworząc ognisty wir) albo "Telekinezą" (sprawiając, że adwersarz unosił się bezwładnie w powietrzu). Ogólnie rzecz biorąc - kawał dobrego sikłela.

W Infinite nie grałem, ale nie omieszkam jak już zmienię system.
 

Infernal

Aktywny użytkownik
Dołączył
1 Styczeń 2017
Wiadomości
381
Punkty z reakcji
37
Punkty
28
Lokalizacja
FASZYSTOWSKIE SYGNATURY
Dziwią mnie te narzekania na poziom trudności drugiej części. Osobiście nie pamiętam bym miał jakiekolwiek z tym problemy, był to dla mnie najmniej frustrujący Bioshock z całej serii. Ogłuszenie plazmidem i wbicie się we wroga wiertłem dawało tyle radości i było na tyle skuteczne, że nie mogę się nie uśmiechnąć na samo wspomnienie tej przyjemnej nawalanki, jakiej gra mi dostarczała.

PMG post_id=1099 time=1488704021 user_id=70 napisał:
Rozgrywka moim zdaniem aż taka tragiczna nie była. Nie spodziewałem się nie wiadomo jakiego FPSa i dostałem coś, co byłem w stanie przełknąć bez większych trudności.
Problem w tym, że ta gra popełniała wszystkie możliwe grzechy pod względem bycia FPSem. Większość broni głaskała przeciwnika zamiast go uszkadzać, zaś ograniczone zasoby sprawiały, że większość czasu trzeba było ostrożnie obchodzić się z rodzajami amunicji i katować się pierdziawą-tommygunem, który nawet zwykłych Splicerów nie mógł przegonić skutecznie. Bossy to już były totalne bullet sponges, na których trzeba było oszczędzać wszystko, co strzelało z jakimkolwiek wypierdem. Ale to wszystko byłoby do przełknięcia gdyby nie kompletnie spieprzone sterowanie. Walka z wyborem odpowiedniej broni/plazmidu była bardziej wymagająca niż jakikolwiek przeciwnik w tej grze. Co z tego, że na podłodze była jakaś pomocna kałuża pełna wrogów, skoro zanim skończyło się walczyć z kompletnie nieprzemyślanym sterowaniem, to przeciwnicy już zdążyli sobie pójść i się zdrzemnąć. Jedyne, co mogłoby tutaj pomóc, to mysz z milionem dodatkowych przycisków, jednakże wymagać od gracza w zręcznościowym FPSie więcej niż dwóch przycisków i scrolla to niewybaczalny grzech.

PMG post_id=1099 time=1488704021 user_id=70 napisał:
Minigierka z układaniem rurek za to bardzo przypadła mi do gustu. :D
Zgnij.

PMG post_id=1099 time=1488704021 user_id=70 napisał:
W "dwójkę" zagrałem zaraz po premierze i na początku byłem zachwycony. [...] Spodobał mi się jednak ulepszony system walki, czyli możliwość władania jednocześnie bronią i Plazmidami.
To było to, co ocaliło dwójkę. Kombosowanie odpowiednich broni i plazmidów wreszcie było intuicyjne, co pozwalało skutecznie i przyjemnie masakrować rzesze wrogów.
No i hackowanie, które nie było wybitnym połączeniem nudy i gówna.

PMG post_id=1099 time=1488704021 user_id=70 napisał:
W Infinite nie grałem, ale nie omieszkam jak już zmienię system.
Infinite jest już dość wiekowe, spodziewałby się człowiek, że już nikt by nie miał problemu w to zagrać. :E
Jednakże ruszaj dupę, bo Infinite to kompletna jazda bez trzymanki, którą pamięta się na długo. No i te cholerne Buriale, o których jednak nie można za dużo powiedzieć bez spoilerowania, jednak mimo bycia DLCami są absolutnie obowiązkowe.
 

Missile

Sugar dadd
Dołączył
28 Grudzień 2016
Wiadomości
680
Punkty z reakcji
28
Punkty
28
Wiek
124
Lokalizacja
ODDAJCIE FASZYSTOWSKIE ŚWINIE
Strona internetowa
kowekvsapap.ru
Na temat Bioshocka wypowiadałem się już pokrótce w innym temacie. Jak wspominałem, grałem tylko w część pierwszą. Świetna fabuła, co nieczęsto zdarza się w grach komputerowych, do tego wiele różnych zakończeń w zależności od sposobu, w jaki gramy - to spodobało mi się chyba najbardziej. Poza tym podobał mi się system ulepszania broni, no i oczywiście usprawnienia genetyczne w postaci plazmidów i toników. Postaci, grafika - bardzo charakterystyczne, mi podeszły w 100%. Klimat - bodaj najważniejszy punkt. Nie tak soczysty jak w Stalkerze, ale również niesamowity, wszechobecna propaganda podwodnego świata momentami obezwładniała, do tego Tatuśkowie i uciekające przed nimi ćpuny, włóczące się w poszukiwaniu evy... Niestety, gra nie wykorzystała w pełni potencjału jeśli chodzi o straszenie - możliwości były olbrzymie, szkoda że nie otrzymaliśmy chociaż kilku bardziej mrocznych momentów.

Jeżeli o poziom trudności chodzi - skillzordem nigdy nie byłem, ale grało mi się przyjemnie, nie przypominam sobie żebym miał w którymkolwiek miejscu problem, a pod koniec było aż za łatwo - za długie paski zdrowia i evy zbyt ułatwiały rozgrywkę. Rurociągów prawie nigdy nie układałem, z tego co pamiętam wystarczył jakiś tonik żeby nie trzeba było się z tym partaczyć, z broni na plazmidy i z powrotem przełączało mi się wygodnie, chgw czy miałem wtedy myszkę z dodatkowymi przyciskami, ale nawet jeśli to raczej i tak nigdy z nich nie korzystam.

Całość oceniłbym na 8/10, mimo wszystko wątpię czy kiedyś pokuszę się o przejście części drugiej i Infinite.
 

Lou

Użytkownik
Dołączył
29 Grudzień 2016
Wiadomości
378
Punkty z reakcji
5
Punkty
18
Mnie znacznie bardziej jara świat, który został poza grą (no, nie licząc BaS), czyli Rapture przed wojną i upadkiem. W celu poznania go należy albo wysilić wyobraźnię, albo podszkolić angielski i przeczytać książkę Shirley'a. Brakuje mi części o Rapture przed upadkiem właśnie.
...ale z drugiej strony jak już ktoś zauważył, lepiej żeby seria skończyła się będąc na szczycie, niż żeby robili jakieś kupowate kontynuacje na siłę.
 

PMG

Nowy użytkownik
Dołączył
26 Styczeń 2017
Wiadomości
24
Punkty z reakcji
0
Punkty
1
Infernal post_id=1100 time=1488707884 user_id=61 napisał:
Problem w tym, że ta gra popełniała wszystkie możliwe grzechy pod względem bycia FPSem. Większość broni głaskała przeciwnika zamiast go uszkadzać, zaś ograniczone zasoby sprawiały, że większość czasu trzeba było ostrożnie obchodzić się z rodzajami amunicji i katować się pierdziawą-tommygunem, który nawet zwykłych Splicerów nie mógł przegonić skutecznie.
Nieskuteczność broni to moim zdaniem nie kwestia samych pukawek, co dziwacznego systemu polegającego na stopniowym wzrastaniu wytrzymałości przeciwników wraz z kolejnymi lokacjami. Na początkowych poziomach zabicie "Genofaga" z 2-3 strzałów z rewolweru nie stanowi wielkich trudności. Za to na końcowych etapach cholernicy chłoną pociski jak gąbka, a najlepszą bronią znowu stają się połączenia typu "Błyskawica" + kluczem przez łeb. Ponadto wymusza to graczu inwestowanie w coraz lepsze Plazmidy i Toniki. Ja na ostatnich lokacjach broni palnej używałem dość rzadko - właściwie tylko pistoletu do sadzenia headshotów i kuszy, która to miała taki demydż, że spisywała się do walki z "Tatuśkami" lepiej niż granatnik. Reszta - Plazmidy (zwłaszcza "Błyskawica" i "Telekineza") oraz... klucz francuski, zwłaszcza po ulepszeniu przez Toniki.
Infernal post_id=1100 time=1488707884 user_id=61 napisał:
Bossy to już były totalne bullet sponges, na których trzeba było oszczędzać wszystko, co strzelało z jakimkolwiek wypierdem.
Bo to... bossowie. Osobiście nie miałem z nimi jakichś ogromnych problemów. O ile pamiętam, w większości przypadków można znaleźć pod ręką jakieś wybuchowe beczki, którymi można cisnąć w adwersarza, albo wykorzystać sytuację i wycedzić "Błyskawicą" w jakąś kałużę. A poza tym, jeśli chce się mieć łatwiej, to warto jednak poukładać te rurki. Parę razy udało mi się pokonać "Tatuśka" nie oddając ani jednego strzału z broni i nie tracąc nawet odrobiny życia. A to wszystko dzięki jednemu, ciekawemu Plazmidowi i obecnej nieopodal kamerze...
Infernal post_id=1100 time=1488707884 user_id=61 napisał:
Ej no, szczery jestem! Masz przed sobą nałogowego gracza Penumbry i Amnesii, lubię wszystko co skrzypi i bulgocze. :p
Infernal post_id=1100 time=1488707884 user_id=61 napisał:
To było to, co ocaliło dwójkę. Kombosowanie odpowiednich broni i plazmidów wreszcie było intuicyjne, co pozwalało skutecznie i przyjemnie masakrować rzesze wrogów.
No i hackowanie, które nie było wybitnym połączeniem nudy i gówna.
Hmm... Szczerze? Zanim ogarnąłem, że do zmieniania Plazmidów służą Q i Z (bodajże), a nie kółko myszy to jednak ta walka mi nie szła zbyt dobrze. Moim zdaniem kwestia gejmpleju w BioShockach to rzecz subiektywna. Mnie się nawet z "dwójki" udało zrobić niby-skradankę, choć niestety ochrona "Siostrzyczek" zmuszała do wychodzenia z cienia i robienia staroszkolnej naparzanki.
 

Infernal

Aktywny użytkownik
Dołączył
1 Styczeń 2017
Wiadomości
381
Punkty z reakcji
37
Punkty
28
Lokalizacja
FASZYSTOWSKIE SYGNATURY
Lou post_id=1104 time=1488724138 user_id=58 napisał:
Mnie znacznie bardziej jara świat, który został poza grą (no, nie licząc BaS), czyli Rapture przed wojną i upadkiem. W celu poznania go należy albo wysilić wyobraźnię, albo podszkolić angielski i przeczytać książkę Shirley'a. Brakuje mi części o Rapture przed upadkiem właśnie.

Dlatego tak oczarował mnie początek pierwszego Burial at Sea. Oglądałem każdy kąt po 5 razy i narobiłem jakiś milion screenów, zanim ruszyłem z wątkiem fabularnym . Jednakże przy formie gameplayu Bioshocków ciężko by było rozciągnąć łażenie po niezrujnowanym Rapture, by nie zmieniło się w symulator chodzenia. Mi by to nie przeszkadzało, ale normikom i działowi sprzedaży już tak.


PMG post_id=1106 time=1488726691 user_id=70 napisał:
Nieskuteczność broni to moim zdaniem nie kwestia samych pukawek, co dziwacznego systemu polegającego na stopniowym wzrastaniu wytrzymałości przeciwników wraz z kolejnymi lokacjami. Na początkowych poziomach zabicie "Genofaga" z 2-3 strzałów z rewolweru nie stanowi wielkich trudności. Za to na końcowych etapach cholernicy chłoną pociski jak gąbka, a najlepszą bronią znowu stają się połączenia typu "Błyskawica" + kluczem przez łeb. Ponadto wymusza to graczu inwestowanie w coraz lepsze Plazmidy i Toniki. Ja na ostatnich lokacjach broni palnej używałem dość rzadko - właściwie tylko pistoletu do sadzenia headshotów i kuszy, która to miała taki demydż, że spisywała się do walki z "Tatuśkami" lepiej niż granatnik. Reszta - Plazmidy (zwłaszcza "Błyskawica" i "Telekineza") oraz... klucz francuski, zwłaszcza po ulepszeniu przez Toniki.

Czyli upośledzony RPG udający FPSa. Czy już wspominałem, że gameplay ssie, a sterowanie jest tragiczne?

PMG post_id=1106 time=1488726691 user_id=70 napisał:
Bo to... bossowie. Osobiście nie miałem z nimi jakichś ogromnych problemów.
Czytaj akapitami, nie zdaniami. Bossy pochłaniające wszystko oznaczały pieszczenie zalewu regularnych przeciwników gównem owiniętym w puszek. Po prostu wspaniale.
 

PMG

Nowy użytkownik
Dołączył
26 Styczeń 2017
Wiadomości
24
Punkty z reakcji
0
Punkty
1
Infernal post_id=1116 time=1488815266 user_id=61 napisał:
Czy już wspominałem, że gameplay ssie, a sterowanie jest tragiczne?
Skoro tak uważasz...
Infernal post_id=1116 time=1488815266 user_id=61 napisał:
Czytaj akapitami, nie zdaniami. Bossy pochłaniające wszystko oznaczały pieszczenie zalewu regularnych przeciwników gównem owiniętym w puszek. Po prostu wspaniale.
Twierdzisz więc, że po walce z bossem nie miałeś amunicji do walki z szeregowymi przeciwnikami? Tu raczej nic mądrego nie powiem, bo mnie ów problem nie dotyczył. Zwłaszcza, że nigdy nie miałem braków w portfelu, a automaty stały przy co drugiej ścianie.
 
shape1
shape2
shape3
shape4
shape5
shape6
Back
Top