Zapraszame do dyskusji na temat największego raka i syfu jakie dane Wam było oglądać na małym i dużym ekranie.
Jeśli chodzi o filmy:
Polskie kino w latach 2000-2012 wyprodukowało może kilka wartych uwagi filmów, większość naszej produkcji radzę omijać szerokim łukiem, jest jednak jeden tytuł, który szczególnie mocno zapadł mi w pamięć:
Śluby panieńskie - istna tragedia. Miało być śmiesznie i w krzywym zwierciadle, wyszła kpina z widza. Aktorstwo na najniższym poziomie w połączeniu ze "śmiesznymi" wstawkami typu telefony komórkowe w XIX wieku.
Kino zagraniczne:
Transformers - papka dla sześciolatków. Cała seria to dno, jedyne co stoi na poziomie to efekty specjalne, a Michael Bay dorównał w moim odczuciu Uwe Bollowi.
Harry Potter - jedna z najgorszych ekranizacji jakie widziałem. O ile pierwsze dwa filmy jeszcze szło przeżyć, tak kolejne coraz bardziej oddalały się od książkowego pierwowzoru, stawiając na tanie efekciarstwo. Swoją drogą efekty specjalne często wołały o pomstę do nieba. Wykreowany świat w większości miejsc kompletnie nie pokrywał się z moim wyobrażeniem. Dla porównania ekranizacja Władcy Pierścieni była co najmniej tak dobra jak książka - jak widać, da się.
Spectre - nigdy więcej Bonda. Fabuła dla 10 latków. Żeby chociaż cycki ktoś tam pokazał. Ta. Co najwyżej Daniel Craig.
Zmierzch - obejrzałem pierwszą część (xD). W sumie można obejrzeć żeby się pośmiać, jest tragiczne ale jakoś tak łatwo do tego podejść z dystansem i nie łapać dupospinu.
Igrzyska śmierci - książki nie czytałem, jeśli chodzi o film to wymiękłem po pierwszej części. Nie rozumiem zachwytu nad nim, może gdybym był 15latką byłoby mi łatwiej przez niego przebrnąć. Naiwny, słaby, a przedstawiona w filmie wizja świata nie trafiła w mój gust ani trochę.
50 twarzy Greya - widziałem, przeżyłem, nie umarłem. Mimo wszystko szybciej sobie zrobię dobrze sondą analną niż obejrzę ponownie. Zmierzch przynajmniej był śmieszny. To było tylko żałosne.
Człowiek w ogniu - zachwalany thriller, zbierający co by nie mówić niezłe opinie, dla mnie był nie do przełknięcia, wyłączyłem po ok. godzinie. Montaż - dno. Dźwięk - dno. Do tego naiwna, przewidywalna fabuła i człowiek bohater a'la Rambo. Prawie się porzygałem.
Focus - Focus… ten skurwysyn zeżarł mi półtorej godziny życia i 20zł, bo byłem na tym w kinie. Dno, dno, DNO. Wypierdalać.
Najgorsze seriale:
Żaden jakoś szczególnie mnie nie zniesmaczył. Jedyne na co mógłbym ponarzekać to sitcom "Jak poznałem waszą matkę", było modne w licbazie więc też się w to wkręciłem, niestety poziom spadał drastycznie z sezonu na sezon, a zakończenie serii jest tak niedorzeczne, że lepiej w ogóle się za nią nie zabierać.
Lista postów w wątku Najgorsze filmy i seriale
-
-
Lou
"Taśmy Watykanu" - o lasce, którą opętał szmatan, nawet najlepszy egzorcysta nie pomógł i została antychrystem. Czegoś tak durnego dawno nie widziałam. -
Sölve
„Taśmy Watykanu” zacząłem oglądać, ale było to tak tragiczne, że nie dałem rady.W sumie to podsumowałoby cały mój post, ale odniosę się trochę do Missilowego narzekania.Missile napisał:
Polskie kino w latach 2000-2012 wyprodukowało może kilka wartych uwagi filmów, większość naszej produkcji radzę omijać szerokim łukiem[…]Argumentacja trochę z dupy, bo jak, niby, czyjeś wyobrażenie miałoby być identyczne z Twoim? :D Mnie się ta seria podobała i nie narzekałem na efekciarstwo. Nie porównywałbym też jakości ekranizacji Harrego i Władcy, bo obie serie stanowczo różnią się widownią. W jednej można było sobie pozwolić na ucięcie jaj Stworkowi, w drugiej już nie do końca, bo mimo wszystko Tolkien nieco bardziej postarał się, kreując Śródziemie.Missile napisał:
Harry Potter - jedna z najgorszych ekranizacji jakie widziałem. O ile pierwsze dwa filmy jeszcze szło przeżyć, tak kolejne coraz bardziej oddalały się od książkowego pierwowzoru, stawiając na tanie efekciarstwo. Swoją drogą efekty specjalne często wołały o pomstę do nieba. Wykreowany świat w większości miejsc kompletnie nie pokrywał się z moim wyobrażeniem. Dla porównania ekranizacja Władcy Pierścieni była co najmniej tak dobra jak książka - jak widać, da się.Obejrzałem całość, z dystansem. Dupy nie urwało, nie zabiło mnie, podśmiechujki sobie porobiłem, ale najbardziej śmieszą mnie reakcje samców alfa – hurr pedał durr :DMissile napisał:
Zmierzch - obejrzałem pierwszą część (xD). W sumie można obejrzeć żeby się pośmiać, jest tragiczne ale jakoś tak łatwo do tego podejść z dystansem i nie łapać dupospinu.Widziałem dwie części, IMO jest żałosne, ale może kobietom się to podoba…Missile napisał:
50 twarzy Greya - widziałem, przeżyłem, nie umarłem. Mimo wszystko szybciej sobie zrobię dobrze sondą analną niż obejrzę ponownie. Zmierzch przynajmniej był śmieszny. To było tylko żałosne.
Raczej nie mam takich swoich znienawidzonych filmów i seriali, bo zazwyczaj zasypiam. -
Lou
Sölve napisał:Widziałem dwie części, IMO jest żałosne, ale może kobietom się to podoba…
Nie, nie podoba się. :lol: Filmów takich jak Grey czy Zmierzch wystrzegam się jak ognia i nie zamierzam nawet próbować ich oglądać. Wiem, że ciężko coś oceniać nie zapoznając się z tym, ale zwyczajnie szkoda mi czasu na takie pierdoły. :P
A co myślicie o legendarnym Prometeuszu? -
Sölve
Oglądałem, złe nie było, ale i dupy nie urywało. Jako wstęp do całej serii obcego całkiem okej. -
Missile
Argumentacja trochę z dupy, bo jak, niby, czyjeś wyobrażenie miałoby być identyczne z Twoim? :D Mnie się ta seria podobała i nie narzekałem na efekciarstwo. Nie porównywałbym też jakości ekranizacji Harrego i Władcy, bo obie serie stanowczo różnią się widownią. W jednej można było sobie pozwolić na ucięcie jaj Stworkowi, w drugiej już nie do końca, bo mimo wszystko Tolkien nieco bardziej postarał się, kreując Śródziemie.
Źle to ująłem. :D Liczyłem na to, że film będzie wiernie odwzorowywał książkę, tymczasem od 3 części coraz mniej rzeczy się zgadzało. Mogę już przeboleć zły kolor oczu Harry'ego (w książce wielokrotnie powtarzany jebitny zielony, ile to założyć aktorowi kolorowe soczewki), bo akurat on i inne początkowe postacie wyglądają bardzo dobrze, ale im dalej, tym gorzej. Syriusz Black z rudymi włosami, Kingsley to jakaś zezowata, czarna parodia króla Arabii, a Ginny wyglądała jak jebany pasztet, podczas gdy w książce była niczym Pamela Anderson w Słonecznym Patrolu. Do tego różnice w scenariuszu między filmem a książką, wspomniane efekty specjalne, które momentami przypominały mi te z ekranizacji Wiedźmina… ehh, szkoda strzępić ryja. Książki dojrzewały z każdym kolejnym tomem, ekranizacje niestety zatrzymały się pod tym względem na trzeciej części. -
Sölve
Kingsleya do tych filmów to tak na doczepkę wcisnęli. Nigdzie nie pasował, nic ciekawego nie zrobił, był, bo był, tyle.Missile napisał:
Kingsley to jakaś zezowata, czarna parodia króla ArabiiNie przesadzajmy, w ekranizacji wyglądała po prostu jak kartofel, może rolę dostała po znajomości :DMissile napisał:
Ginny wyglądała jak jebany pasztet, podczas gdy w książce była niczym Pamela Anderson w Słonecznym Patrolu